Od początku roku wielu wydawców, po cichu i głośno, deklaruje, że odnotowało w 2014 wzrost sprzedaży książek w formacie papierowym. Bez dwóch zdań jest się czym cieszyć, przez lata bowiem było źle. Mnie jednak nurtują pytania: skąd się wziął nowy czytelnik, co takiego wydarzyło się na rynku książki w ostatnim czasie, co zmobilizowało czytelników do większych zakupów w księgarniach, skąd taka zmiana i to nie tylko na rynku polskim ale i globalnym?
Pierwsze jaskółki zapowiadające, że rok 2014 może być dla części wydawców łaskawszy niż lata poprzednie pojawiły się w lipcu. Najpierw jako plotki, że za oceanem sprzedaż papieru idzie w górę. I nie dotyczyło to naszego ulubionego Amazona. Potem w okolicach października podobne opinie zaczęły być głoszone przez naszych rodzimych wydawców.
Wniosek, jaki im towarzyszył, był dość jasny: papier nie umarł i rządzi! I dobrze, że nie umarł. Wciąż jest wiele tytułów, które warto wydać wersji papierowej. A skoro jest na nie nabywca tym bardziej warto.
Niestety. Równocześnie część wydawców zaczęła “lekceważyć” inne nośniki treści. Szczególnie Ci, którzy nie mieli z nimi większego doświadczenia. Jest to w miarę logiczne skoro wydawca żyje ze sprzedaży książek papierowych. Jest to także logiczne biorąc pod uwagę, że rozwój rynku publikacji elektronicznych był/jest napędzany przez firmy zajmujące się dostarczaniem ich czytelnikowi. To znów zjawisko, które jest powszechne na całym świecie, nie tylko w naszym kraju. Decyzja więc o “delikatnym” odcinaniu się od e-booków i audiobooków (choć w mniejszym stopniu) wygląda dość naturalnie. Szczególnie, że wielu wydawców wciąż postrzega te segmenty jako kosztotwórcze a nieprzychodowe. W czasie ostatnich targów w Paryżu, firmy z wielu krajów, deklarowały, że e-book to kłopot. Koszty konwersji, piractwo, zajmowanie się absolutnie niszowym segmentem rynku. Szkoda na to czasu! Zdejmijcie nam z głowy te kłopoty a może zaczniemy o tym myśleć. W zasadzie to też logiczne biorąc pod uwagę, że rynek “e” to wciąż 3-5% całego rynku książki.
OK. Zaakceptujmy to stanowisko. Jednak wciąż pozostają pytania. Co się stało? Skąd ten wzrost sprzedaży książki papierowej?
I tu pojawia się miejsce dla matematyki. A może jeszcze bardziej lubianej statystyki. Ludzi w naszym kraju nie przybyło, a wręcz odwrotnie;) Zarobki nie wzrosły nam jakoś specjalnie, więc na książki nie mamy dodatkowych środków. Kierując się więc logiką i statystyką, książek powinno się sprzedawać mniej.
Jednak przez kilka ostatnich lat towarzyszyło nam zupełnie nowe zjawisko. Olbrzymi popyt na e-booki. Bez względu na te osiągnięte 3-5%, dzięki nośnikowi elektronicznemu książka łatwiej trafia pod strzechy. A właściwie do kieszeni. Osoby, które do tej pory czytały mało albo wcale, otrzymały narzędzie i natychmiastowy dostęp do książki. A skoro już zaczęli czytać to czemu nie mieli sięgnąć także po tradycyjną formę książki. Szczególnie, że każdy z nas “lubi mieć”, “lubi się pochwalić”, “lubi pokazać”. A z e-bookiem tak się nie da:)
Cieszmy się więc! Bo nie o przewagę papieru na e-papierem chodzi, ale o to by czytało nas więcej!
I na deser podzielę się moim dzisiejszym doświadczeniem. Sięgnąłem wczoraj po książkę Grim, którą jakiś czas temu dostał mój syn. Oczywiście w wydaniu papierowym. Przy 20-ej stronie utknąłem na dłuższą chwilę. Nie dlatego, że była ona specjalnie zajmująca. Po prostu nie rozumiałem dlaczego jak naciskam na prawy margines kciukiem nie przewraca mi się kartka. I tak, kolejną sprawdzoną techniką była próba przesunięcia za pomocą scrolla.
autor: Mikołaj Topicha-Dolny